czwartek, 27 czerwca 2013

Czarownice mojego plemienia // "and the ass saw the angel"

Straciły swój język w płomieniach. Języki ognia nad głowami apostołów nie były przeznaczone dla nich - dla nich było milczenie. Nawet oślica Balaama mogła przemówić, kiedy ujrzała anioła:

„Co ci zrobiłam, że zbiłeś mnie te trzy razy?” Wówczas Balaam rzekł do oślicy: „Ponieważ obeszłaś się ze mną niecnie. Gdybym tylko miał miecz w ręku, zaraz bym cię zabił!” A oślica odparła Balaamowi: „Czyż nie jestem twoją oślicą, na której jeździłeś przez całe życie, aż po dziś dzień? Czyż kiedykolwiek ci tak czyniłam?” 




Wielka liczba nas, oślic, nigdy się na to nie zdobędzie, a czekanie na anioła bożego albo nagrodę za cierpliwość nie jest żadną wymówką.
Sydonia von Borck miała odwagę, miała życie dłuższe niż mężczyzna, którego kochała i który ją porzucił, samotne życie spędzone najpierw na pomorskiej tułaczce - niepokorna kobieta bez męża, wędrująca po łąkach w poszukiwaniu ziół, w towarzystwie ukochanych zwierząt - potem w lochu grabowskiego zamku, wyprowadzana tylko na tortury. Z powodu "temperamentu" popadła w konflikt z zakonnicami w klasztorze, do którego oddał ją brat. To początek, posądzono ją także o rzucenie klątwy na cały ród mężczyzny, który ją zostawił, posłuszny woli rodziny.



Sydonia zginęła, ścięta przed spaleniem tylko dlatego, że była szlachcianką, w mieście, w którym się urodziłam. Miasto ogrodów, caryc, czarownic otworzyło w lochu zamkowym stałą wystawę poświęconą Sydonii - "Cela czarownic". W jaskrawo upalny czerwcowy dzień zejście do chłodnego lochu było ulgą, spojrzenie na zgromadzone w gablocie narzędzia tortur położyło uldze kres. To się działo, tak, naprawdę. Wygląda zabawnie - uszy wilczycy, uszy oślicy, świński ryj. Kobieta, zwierzę, srom, hańba. Ale to był ból, strach, upokorzenie nakładane na twarze kobiet i mężczyzn, żeby nie mogli jeść, spać, żyć.


"Sidonia the Sorceress", ("Sydonia czarodziejka"), to niemiecka powieść Wilhelma Meinholda, przełożona na angielski przez Franceskę Speranzę Lady Wilde, matkę Oscara. Pomorska czarownica stała się jedną z ulubienic prerafaelitów. Tak namalował ją Edward Burne-Jones:


Prochy Sydonii rozsypano po polach wokół najbardziej zielonego miasta, jakie znam. Miała 75 lat w chwili śmierci. Stara kobieta torturowana przez mężczyzn, oskarżona przez zakonnice.
Nie mogę patrzeć na to, jak stare kobiety klęczą przed młodymi mężczyznami.
Sydonia nie klęczała.
Następnego dnia po wyjściu z celi czarownic zobaczyłam i usłyszałam Sinéad na dziedzińcu zamku. To był wieczór, kiedy wszystko jest dokładnie takie, jak powinno być zawsze, czas zatrzymuje się, a ogień płonie. Boso, w uniformie księdza, z mężczyzną na piersi, śpiewała, rozkazywała: "Zdejmij sandały, bo miejsce, na którym stoisz jest ziemią świętą". To miejsce. Ta Ziemia. Na której następnego dnia zapłonęło ognisko Przesilenia.
Język ognia w ustach.

PS. Słuchać bardzo głośno, śpiewać i tańczyć!












1 komentarz: