piątek, 1 maja 2015

Architektura (we) wnętrz

Jestem znikąd. Nie utożsamiam się z żadnym miastem, z żadną przestrzenią miejską, kulturową. Czuję spokój i radość, kiedy myślę o otwartym niebie stepu. W Warszawie jestem z Olsztyna, w Krakowie ze Szczecina, w Szczecinie z Warszawy, w Olsztynie z Krakowa. Podszywam się pod te miasta, udzielam wymijających odpowiedzi, gdy taksówkarz wiezie mnie na dworzec w kolejnym mieście, bo kto zrozumie, gdy powiem "jestem z Garlicy", "jestem z Doliny", a moja ulubiona architektura to tipi uszyte przez Babcię według wykroju z "Przyjaciółki" na maszynie Singera, pomalowane farbami plakatowymi w słońca, tęcze i bociany, to dom służbowy dziadka ogrodnika - betonowy szary sześcian cały ukryty w bzach, to zielony pałac pod sklepionymi gęsto gałęziami jaśminu.
Nie mam zdania na temat architektury, poruszam się w niej na oślep, instynktownie wiem tylko, kiedy coś mnie olśniewa, a kiedy degustuje i wpędza w panikę (bloki z wielkiej płyty, ich odbijające niebo szeregi szyb i szyby wind, zsypy na śmieci na końcu ciemnych korytarzy). Wielkie gmachy o tysiącu splątanych korytarzy i dławiących klatek schodowych, które są treścią moich koszmarów. Najpiękniejsza architektura to dla mnie czerwone domy z Bullerbyn, sądeckie domy ze ściemniałego drewna, warmińskie ceglane domy z zielonymi oknami i drzwiami (na Wyspie Księcia Edwarda były białe domy z zielonymi oknami) i białe, walcowate kościoły na Bornholmie, hobbickie nory i drzewo Robin Hooda z pierwszego zestawu Lego, jaki miałam (to powracające marzenie, by mieszkać we wnętrzu drzewa i by ono nadal żyło, oddychało, zrzucało i wypuszczało liście.


W powieści "Śmierć i wiosna" Mercè Rodoredy "mężczyzna, który wszedł do wnętrza drzewa, aby umrzeć był moim ojcem". Czy nigdy nie może być tak, żeby wejść do wnętrza drzewa i żyć? Pustelnik, który mieszkał przy Diabelskim Kamieniu w Beskidzie Wyspowym (będąc na Północy mówię, że jestem właśnie stamtąd) i flitował z Babką, kiedy odwiedziłyśmy go pewnej jesieni gdy miałam dziesięć lat, sypiał w drewnianej trumnie. A rano z niej wstawał i suszył banknoty, które turyści wrzucali "na szczęście" do dziury w Kamieniu napełnionej deszczówką lub rosą.
Chcę wejść do środka drzewa i żyć, zobaczyć świat z punktu widzenia drzewa, a potem wybiec pod szerokie niebo i biegać w kółko z radości, że mam nogi.