czwartek, 22 października 2015

Fire storms in outer space

Nawet gdybyś był ptakiem przysiadającym na szczycie dachu stodoły żeby wyczyścić sobie pióra, łypiącym na mnie okrągłym, lśniącym okiem,  skałą żarzącą się pomarańczowo w blasku zachodu, układem chmur, który sprawia, że moje oczy napełniają się łzami, szczególną melodią, zwrotem harmonicznym, kolorem światła o piątej po południu, miejscem, gdzie rosną właśnie cztery drzewa, a nie trzy albo pięć, dziwnie znajomo nachylające gałęzie, rozpoznałabym cię. Kocham to, czym jesteś, czymkolwiek jesteś, kimkolwiek, z którejkolwiek strony nadchodzisz i w którąkolwiek odejdziesz, będę wiedziała, że to Ty. Twoje kroki, twoje ślady.


piątek, 9 października 2015

Bitches be crazy

Bałam się zapisać to zdanie po polsku, opowiadałam je sobie po angielsku, bo w tym przebraniu wszystko jest łagodniejsze. Moja babka była suką. Nie obrażam jej, odpowiadam na to, co powiedziała mi, gdy miałam 6 lat i byłam jej zdaniem niegrzeczna: "Ty suko!". Swoją lakoniczną odpowiedź na tę zniewagę odkryłam ostatnio w moim znalezionym przez mamę pamiętniku z tamtych czasów: "Lubię lato, ale nie lubię babci". Nienawidziłam jej bardzo długo, a potem zadedykowałam jej powieść. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że rzadko zdarza się, żebym nie wspomniała jej podczas rozmowy. Jej abo jej powiedzonek. Jej pokręconego, szalonego, okrutnego świata, którego jestem spadkobierczynią.


Dała mi opowieści: o boa dusicielu, który uciekł z cyrku w Beskidzie Wyspowym, skąd pochodziła, o strzelaninie na jej weselu, o diable, który chodzi za świętym Mikołąjem i dzwoni dzwonkiem (słyszałam!), o jej matce, które uciekała w zboże, nakrywała głowę fartuchem i wrzeszczała. Babka tworzyła prawdziwy polski southern gothic. Opowieści o mnie samej, których nie pamiętam: jak zaginęłam podczas wizyty u jakiejś sąsiadki i znaleziono mnie śpiącą w kurniku. Do tej pory nie wiem, czy wierzyła we wszystko, co mówiła. Była mistrzynią konfabulacji, przesady, złośliwych plotek, swetrów z cekinami, zbyt mocnych perfum, czerwonych szminek, uwielbiała gości, imprezy, przez cały czas coś podśpiewywała, piekła podpłomyki na blasze i robiła najlepszy sernik na świecie - gdy minionego lata jadłam trochę podobny w żydowskiej knajpce w Paryżu, prawie się rozpłakałam. I teraz wiem, że mimo wszystko była ze mnie dumna. Jest we mnie więcej jej niż bym chciała - mój brat przypomina mi to za każdym razem, gdy zrobię coś naprawdę okropnego, głośnego i w złym guście - "Babka byłaby dumna". Gdyby Babka żyła, zabrałabym ją za granicę, bo o tym marzyła. Jestem suką. Uwielbiam czerwone szminki i wściekam się, gdy cały świat nie robi tego, co chcę.Uciekam do lasu i wrzeszczę na całe gardło.

* * *
- Ty cholero, ty! - mówisz do mnie w najczulszy i najbardziej bezsilny na świecie sposób, jakbyś jednocześnie chciał mi urwać głowę i połknąć mnie w całości - dokładnie tak, jak mówisz do naszej suki. Zwierzęcy zachwyt, zwierzęce oczy, czyste, wprawiające w drżenie szaleństwo absolutnego uwielbienia i bezwarunkowej kapitulacji.


Najlepszy soundtrack do tego posta: