sobota, 21 grudnia 2013

Lodołamacz // the Grand Father

Jedyne rzeczy, które lubię zimą, łączą się z obrazem Dziadka. Dziadek wiedział wszystko. Wiedział, jak działają statki, frachtowce, barki, pogłębiarki, lodołamacze i dokąd płyną. Zabierał mnie na łyżwy na zamarzniętej Rusałce w Parku Kasprowicza i na sanki na sztucznej górce pomiędzy pawilonem Dana a delikatesami Fala, których wtedy nie było. Zbudował na działce biały dom z czerwonym dachem. Znał się na mapach, zwierzętach z dalekich stron i gwiazdach filmowych. Był domowym kinooperatorem maszynki do wyświetlania bajek - to był aparat Ania w czerwonej, plastikowej obudowie.
Dziadek kochał ruch - zimą też wkładał kaszkiet, rękawiczki i wyruszał po prostu po to, żeby się powłóczyć, pojechać do lasu, pojechać nad Odrę, nad Regalicę, popatrzeć na wędkarzy, popatrzeć na kaczki i łabędzie na lodzie, wyciągające szyje po chleb, który dała nam Babcia. Zbił karmnik dla ptaków i każdej zimy przykręcał go na balkonie, ze słoniną dla sikorek, ziarnem i twarogiem dla wróbli, ale i tak zawsze nadlatywały pirackie mewy, te wrzaskliwe zawadiaki, o tyle sympatyczniejsze od gołębi.
Dziadek miał maszynę do wypiekania słodkich wafli, potrafił wszystko naprawić i zawsze chciał dorabiać kończyny okaleczonym kobietom, które dostawałam od ojca na urodziny. Kariatyda nie ma rąk - chodź dolepimy! Nike ma skrzydła, ale nie ma głowy. Nie chciałam. A może to był dobry pomysł.
Dziadek działał, kochał życie, był zodiakalnym Strzelcem, urodzonym w grudniu, urodzonym na Wschodzie, z szerokim uśmiechem, silnymi dłońmi, uczył mnie liczyć po rosyjsku, nigdy nie przeklinał i zawsze, zawsze był po mojej stronie.



sobota, 30 listopada 2013

Another Girl's Paradise



Zerwały się kolejne koraliki. Zostało pięć na prawej ręce i dwie na lewej. I kilka nowych, ale to całkiem inna historia. Jedna z nowych bransoletek to korale, które babka nosiła na szyi.


środa, 20 listopada 2013

To nie jest recenzja // Just a reflection

- Ten dźwięk, ten straszny dźwięk, kiedy upadłaś na ziemię. To był reflektor, który oślepił cię na ćwierć sekundy, kiedy w ciemności przebiegałaś przez ulicę. Droga była o tej porze pusta, musiała być pusta, do wschodu Słońca jeszcze tyle czasu. Czekałem na ciebie po drugiej stronie drogi, a ty wróciłaś na tamtą stronę, żeby poszukać szminki, która wypadła ci z płytkiej kieszonki dżinsów, kiedy szliśmy ciesząc się chłodem i Księżycem jeszcze tkwiącym na niebie. Nie ma cię. Nie wiem, co się stało, coś błysnęło i rozdzieliło nas, zastygliśmy na zawsze na tym samym obrazie, w tym samym kadrze, ale po dwóch stronach linii, która nas rozdziela.
- To była refleksja? Czy refluks? Czy tylko odbicie? Odbiło ci się? Zajączek lusterkiem.
- Masz obsesję światła.
- Jak każda żyjąca istota.
- Nie każda . Każda żyjąca istota ma obsesję wody.
- Nie ma obsesji. Woda ją buduje. Nie myslisz o swojej skórze, dopóki nie czujesz potrzeby jej zrzucić. Dopóki nie czujesz, że pęka w szwach.




Jadę autobusem przez Przedmieścia. Na zakręcie rondel kuriozalnego kościoła. Na czubku, w upiornym listopadowym zmierzchu tkwi Neonowy Krzyż. Wejdź! Zobacz! Rodeo! Człowiek szarpany i rzucany na wszystkie strony przez siłę Zwierzęcia, które w nim wierzga. Przyjdź! Zobacz! Korrida! Człowiek zabija zwierzę, rani je, krew sika. Krew wsiąka w higieniczne chusteczki. Człowiek temperuje swój temperament, swój strój i strój instrumentów. Wejdź, nadchodzi zlodowacenie, musimy porosnąć ubraniem, wyhodować grubszą skórę, wyprawić skórę na buty, wyprawić wesele, wyprawić się w świat, wyprawić własną skórę na bęben, w który będziemy bić do końca naszych dni. Nie chcesz już rytmicznie pompować, żeby dmuchać powietrzem w organy, podłączasz organom respirator elektryczny, mięśnie i pot młodego chłopca, pomocnika organisty, zastepują mięśnie robota, maszyny, świece, ogień na ołtarzu zastępuje światło z elektrowni zapalone gdzieś daleko, światło, które nie parzy, światło, które nie jest niebezpieczne, muzyka, która nie parzy.
Ale to nie jest ta muzyka.



Nadchodzi noc, jedna noc dla wszystkich. Lepiej mieć wtedy wziąć kogo za rękę w ciemności. Nie ma obrony przed ciemnością, ale jest dotyk w ciemności. Może być. Jeśli szukasz piekła, spójrz w siebie. Niebo to inni.




czwartek, 7 listopada 2013

Usiądź dla mnie // Sit for me

Usiądź dla mnie. Będę cię podziwiać.
1. "Zawsze chciałem cię dotknąć, od kiedy cię zobaczyłem."
2. "Jesteś taka sama jak na zdjęciach." 
3. "Chciałem sprawdzić, jak smakujesz."
Chcesz pobrać próbki? Oznaczyć mnie? Odlać? Prosić o moją rękę? Masz - w dwudziestu dwóch kopiach.
Nie oglądam się teraz.
Nie oglądaj mnie. Zamknij oczy. Poczuj mój oddech na karku. Zaczekaj. Nie potrafisz nie patrzeć. Nie potrafisz czekać. Ja też nie.
4. "Jesli kiedys stracę wzrok, wrócę do rzeźbienia". 




niedziela, 27 października 2013

Zapach dymu i fiołków

           
Fiołki zakwitły po raz drugi w tym roku. Druga wegetacja, druga wiosna, druga szansa. W zeszłym roku o tej porze padał śnieg, pamiętam szary śnieg na tle szarego nieba i szarej ściany na parterze , na rogu placu Matejki, picie rumu z herbatą w pracowni rzeźby, rozmowę o Camille Claudel i o lepieniu figurek z plasteliny (" -A ty dlaczego zająłeś się rzeźbą? - Bo jak byłem mały miałem mało zabawek i chciałem sobie zrobić sam".)
W poniedziałek ukazuje się nowy, czwarty album Arcade Fire z jedną z najpiękniejszych okładek, jakie można sobie wyobrazić:


I jak znika rozwiany dym, tak jego oczom
Zniknęła, już daleka. Już nie zobaczyła,
Jak on daremnie chwyta cienie i jak wiele
Chciałby powiedzieć.

(Wergiuliusz, Georgiki, przeł. Zygmunt Kubiak)


Rzeźba Augusta Rodina, tego geniusza i okropnego, aroganckiego człowieka. W jego domu-muzeum nie ma wcale, jak śpiewa Agnieszka Chrzanowska, sali poświęconej Camille Claudel. Poczułam się"haniebnie oszukana." Jest sala z napisem "Przyjaciele i znajomi Rodina". I tam znajduje się kilka rzeźb Camille. Przyjaciółki i znajomej. Modelki, muzy, uczennicy, rzeźbiarki, wariatki.
Powstał niedawno film o pobycie Camille w szpitalu dla umysłowo chorych, w którym zamknęła ją rodzina. W roli głównej Juliette Binoche - esencja francuskości? Może bardziej podobna do żywej Camille niż zjawiskowa Isabelle Adjani.

  

W powietrzu zapach dymu z palonych liści, słońce, silny wiatr. Żólty motyl. Nie wiadomo, czy to wiosna czy jesień. Niech się nie kończy.

środa, 23 października 2013

Słuch umiera ostatni // MM

Rozminęłam się z Maciejem Malickim. Odkryłam jego książki miesiąc temu, przypadkiem (nie ma przypadków), zachłysnęłam się, chciałam napisać do niego, że prawdopodobnie jest genialny, jak Mistrz Miron. A zaraz potem dowiedziałam się, że nie żyje. Od bardzo niedawna.
Kończę czytać, zaczynam pisać. Kończę pisać, zaczynam słuchać.
P ( w tramwaju) : Ten autobus ma świadomość...
Baba (w autobusie) : Przecież dupa to też część ciała.
Inna baba (przy automacie MPK, do dziewczyny, której tenże automat nie chce przyjąć banknotu i wypluwa, może też ma świadomość..) : Wymienię pani te 20 złotych! A jakby tego nie chciało przyjąć, to mam też drugie i trzecie! (pokazuje)
Dziewczyna: Faktycznie, działa!
Baba: Bo to świeże, z banku wczoraj brałam.

Piekarnia/ kawiarnia Lajkonik na Basztowej, twarzą do tramwajów. Przyjemne otumanienie słońcem. A liści na drzewach prawie nie ma, trochę pod stopami, włochate trawy w doniczkach, plecione fotele, gołe nogi, o tej porze. Tak jest w raju - zawsze ciepło, sucho, przyjemnie, nie za gorąco, nie ciemno, zawsze jest powód, żeby się cieszyć, kolejna kawa za rogiem, kolejne spotkanie, nie kończące się popołudnie. Płynięcie chwil. Trwanie i płynięcie. Słońce na twarzy.
Moczę twarz w gęstym słońcu.
Teraz mnie namalujcie, przy stoliku, twarzą do tramwajów, z okruchami bułki przyklejonymi do warg.
Refreny, refreny. Autotematyzm. Autor zawsze jest tematem. Wyłapuje refreny, tematy rzeczywistości, praca motywiczna, wariacje, forma ABA, rondo, giro giro tondo, quanto è bello il mondo. Życie to słuchanie. Język jest wszystkim. Na poczatku było słowo, był dźwięk.
Gdzie jest Maciek?
Gdzie jest drugi Maciek?
W tej samej sekundzie:
Kobieta na chodniku, (przez telefon): Gdzie jesteście?...Ale GDZIE jesteście?"
...i powtarza, powtarza.
Słuch umiera ostatni.
(Tak słyszałam).


I tak się włóczę, włóczę, włóczę
kolejny dzień, kolejny tydzień, kolejny miesiąc
kolejna Pełnia
Czas miłości jest odległy
Wczoraj była Wielkanoc,
a jutro Boże Narodzenie.
Wszystko się zmienia, wszystko jest
Tak Samo.

"Wszystko Jest".

poniedziałek, 21 października 2013

Ink- aua...

Haust inkaustu.
Faust, fałsz, ink-ub, fan klub
Inkubator idei.

Plamy z atramentu sa niemożliwe do usunięcia.

A od dziś jestem "kompozycja wielofiguratywna! A nie dupka sama."
Podpieram ścianę i osuwam się w zapachu terpentyny. Kobieta w kawałkach.

Plamy na różowej sukience z białą koronką. Sukienka robiła się coraz bledsza, a plama z atramentu nadal była. Nadal jest. Przeżarła materiał, czarna.



piątek, 18 października 2013

Początek // The Beginning of Time

Sen: jestem w sadzie Akademii Rolniczej. Znajduję dziwne, złociste owoce, połączenie pigwy, mango i brzoskwiń. Leżę pod drzewkiem i patrzę na te małe słońca na tle intensywnego błękitu. Nadjeżdża traktor, którego się boję, zatrzymuje się tuż obok mnie. Leżę, wstrzymuję oddech. W traktorze jest Patti Smith. Patrzy na mnie i uśmiecha się.



 Podrzucam w dłoni jabłko
Żeby na chwilę zasłoniło słońce
Prywatne zaćmienie





Nasz stan skupienia nie jest ostateczny.
Jestem tym, ale mogę stać się tamtym.

Nie wiem, co jest na tym zdjęciu, ale tamtego dnia byłam szczęśliwa.

Nadchodzi noc. Ciemna noc duszy. A ty mówisz, że jeszcze nie świt, że najciemniej jest przed świtem.
Zobaczymy. Świt świata.







sobota, 12 października 2013

Jane // Precious candle, your light is your own..

Kobieta z Kanady dostała literacką nagrodę Nobla. Mój panteon, większość mojej listy kogo-zaprosiłabyś-na-obiad, żyjącego lub nie, stanowią kobiety z Kanady. Dobre, wielkie niebo, Kanada pachnąca żywicą i tak dalej, dobra ziemia, skoro rodzi takie piękne, silne, ekscentryczne, wrażliwe kobiety jak Maud, Joni, Veda, Alice , Margaret, Emily http://drzewoananasowe.blogspot.com/2012/09/tanczace-drzewo.html ,k.d. i wiele, wiele innych, których nie znam, które jeszcze poznam. Ale dzisiaj obchodzi urodziny najważniejsza z nich, której o mało na obiad nie zaprosiłam...




Jane Siberry, która powinna byc równie słynna jak np. David Bowie. Ale może dobrze, że nie jest. Przechodziła wiele muzycznych metamorfoz, śpiewała folk, jazz, country, zmieniała nazwisko, sprzedała lub rozdała wszystko , co miała (oprócz gitary) i wyruszyła w drogę. Wcześniej niż Radiohead - o ich pomyśle było głośno, bo to gwiazdy - wprowadziła na swojej stronie internetowej zasadę pay-it-forward: słuchacz sam może wyznaczyć cenę poszczególnych piosenek albo przyjąć je w prezencie od artystki. Jane jest chyba za dobra, żeby być naprawdę sławna. Kiedyś była, przez przysłowiowe pięć minut. Ale nigdy nie przestała tworzyć dobrej muzyki, opowiadać niezwykłych historii. Przez trzydzieści lat śpiewania jej dziecięcy, dziwny, łamiący się , niewinny, przejmujący głos nie zmienił się właściwie w ogóle. Jane chyba nie ma wieku.
Kiedy dni są naprawdę złe, lodowate, świat przybiera bezsensowany grymas, słucham Jane. To jest głos, który jest najbardziej moim głosem wewnętrznym. Wszystkie słowa, które piszę, wszystkie moje pomysły powinny być audiobookiem czytanym przez Jane Siberry. Anioł, po prostu, który szepcze gdzieś na granicy świadomości "Love Is..."
I to wystarczy.

Najkrótszy z mozliwych przegląd pieśni Jane:


...but if you could, do you think you would
Trade it all, all the pain and suffering?
Oh, but then you would've missed the beauty of the light upon this earth 

and the sweetness of the leaving..

Duet z k.d. lang z jednej z najważniejszych płyt mojego życia, która kończy w tym roku 20 lat -"When I Was A Boy":




Love is frozen, frozen in the figure they just pulled from the subway grate
Love is burning
Burning with the anger that we all feel, against which we kneel
Our faces pressed into the lap of loneliness, come on, love..




You don't need anybody, you don't need any comfort, you don't need any lovers, you can get it from yourself..You don't need anyone to want you, don't want anyone to need you, and I know you must be there 'cause people stopped to talk to you..
To jest jednen a najbardziej poruszającyh utworów o samotności. Usłyszałam go kiedyś w samym środku nocy w hotelu w Kownie, w litewskim radio Laisvoji Banga..


Piosenkowe wyznanie miłości do psa:





speak a little softer
work a little louder
shoot less with more care
sing a little sweeter
and love a little longer
and soon you will be there

Słodkie lata 80. ... I rogata przyjaciółka:


From now on, my life is fine and you are free.You know, any time you come to me with loveMy arms will always beOpen
To jedna z najnowszych piosenek Jane , z jej przedostatniego albumu "With What Shall I Keep Warm?"
Myślę teraz o tym, dlaczego mam ochotę słuchać Jane szczególnie jesienią (nie tylko dlatego, że jest Wagą..). Może dlatego, że to jest muzyka o odchodzeniu. Słodycz odejścia i powrotu. Czuwanie. Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni życia. Dobroć i Łaska to powinny być imiona owczarków.


Dwudziestominutowa medytacja - szaleństwo- kołysanka.




I dwie absolutnie najpiękniejsze piosenki, które k.d. lang wybrała na swój album "Hymns of the 49th Parralel" - Hymny 49. równoleżnika. Kanadyjski śpiewnik, Kanadyjski Kanon. Po jednej pieśni Leonarda Cohena, Neila Younga, Joni Mitchell. I aż dwie Jane. Droga do Doliny.  We will walk in good company.







piątek, 4 października 2013

Siostra Wilk // to my Wolf Sister

Tego lata szukałam Wilka z Gubbio.
Średniowieczne kamienne miasteczko na zboczu góry, wąskie uliczki, po których jeżdżą zbyt głośne skutery, figury świętych, kwiaty na balkonach, kurz, popołudniowe światło, upał. Dachy, zapachy, panorama Umbrii, wysuszonych pól, zbyt wielu pięknych kościołów. Kościół świętego Ubalda, do którego trzeba wjechać przyprawiającą o drżenie w kolanach kolejką linową - kruche, druciane klatki dla ptaków chyboczące się na stalowych linach, sunące nad skałami, w mocnym zapachu ziół. I ani śladu Wilka.



"Franciszek rzekł: "Bracie wilku, pragnę, byś dał mi porękę swej obietnicy, iżbym mógł jej zaufać". I kiedy święty Franciszek wyciągnął dłoń, by przyjąć jego porękę, wilk podniósł w górę łapę i poufale położył ją na dłoni świętego Franciszka, dając mu znak wierności, jak umiał."

Stefano di Giovanni, zwany Sassetta, Święty Franciszek i Wilk z Gubbio
Niewidzialne cykady "tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygły ciszę". Patrzyłam z góry na Gubbio, na panoramę, która chyba niewiele się zmieniła od czasów Franciszka. Nasze podejście do zwierząt chyba też, wbrew pozorom, niewiele się zmieniło przez te 800 lat, zwłaszcza biorąc pod uwagę zmiany w innych dziedzinach. Mimo świętego Franciszka, na pamiątkę którego dziś obchodzony jest Światowy Dzień Zwierząt. Oscar Wilde napisał kiedyś, że od czasów Chrystusa nie było na Ziemi żadnego chrześcijanina - z wyjątkiem Franciszka z Asyżu.
Kiedy zjechałam w dół kolejką, dolina była już całkiem pogrążona w cieniu. Z otwartego balkonu dobiegała muzyka z radia - te tandetne, słodkie włoskie piosenki. I wtedy, wśród plastikowych krzeseł i ręczników rozwieszonych na balkonie zobaczyłam go - Brat Wilk. Pysk spoczywający na łapach miał już nieco posiwiały, ale trzymał się całkiem nieźle.
A może to była Siostra...

czwartek, 3 października 2013

Jak by tu coś zgasić // Now smile..

W końcu świetlik zapytał:
- Nie chciałabyś, dżdżownico, włączyć się chociaż jeden raz, choćby tylko na jedno błyśnięcie światła?
- Nie- wyznała dżdżownica. - Chciałabym wręcz mieć coś takiego, dzięki czemu mogłabym wszystko zgasić. Ale cóż... Jak by tu coś zgasić?
Wskazała na księżyc i westchnęła zrezygnowana:
- Nawet nie wspomnę o słońcu.
- Jacy jesteśmy różni, prawda? - zauważył świetlik.
- Tak - przyznała dżdżownica. 
( Toon Tellegen, "Nie każdy umiał się przewrócić", przeł. Jadwiga Jędryas) 


 Żeby wszystko zgasło, żeby ktoś mnie walnął w głowę. Głowę wypełnioną śmieciami i strachami. Śmiech jest najwyższą wartością humanistyczną, napisałam kiedyś, na marginesie redaktor , czerwoną czcionką: czy aby na pewno? tak, na pewno.
Dla wszystkich , którzy nie lubią, boją się anime - mam nadzieję, że po obejrzeniu któregoś z filmów Satoshi Kona zmienicie zdanie. To był jeden z najważniejszych artystów współczesnego kina. Niedługo przypada rocznica jego urodzin. Gdyby żył, 12 października skończyłby 50 lat. Kiedy jest mi bardzo źle albo bardzo dobrze, kiedy jest mi nierzeczywiście, oglądam sekwencję otwierającą serial "Paranoia Agent". Jestem kobietą, która śmieje się pod wodą, biznesmenem , który z obłędnym uśmiechem rzuca się z wieżowca, starcem na Księżycu, dziewczynką patrzącą na grzyb atomowy, za chwilę nie będzie niczego, można się tylko śmiać. To są nasze ucieczki, nasze śmieci, moje zdrowie, moje zwoje, paranoje, moja rodzina, moja praca, mój kraj, moje dzieci, moje pieniądze, moje pisanie, moje sranie w banię mydlaną.
P. powiedziała ostatnio "te perfumy niestety są japońskie, japońskie źle mi się kojarzy, nie lubię". Totoro mówi często "jesteś japońska, oni muszą doprowadzić wszystko do ekstremum", jeśli testowano na tobie bombę atomową, to chyba zrozumiałe, że lubisz troszkę przesadzać.
Bomby nie można testować, ona zdarza się raz.


Obejrzałam "Kongres" Ariego Folmana, trudno mi powiedzieć cokolwiek o tym filmie, bo wstydziłam się, że ktokolwiek jest ze mną w kinie. To zdarza się niezwykle rzadko - jakbym zrobiła, napisała, narysowała, zagrała , wymyśliła całe partie tego obrazu. A na koniec zaśpiewała z Robin Wright "Forever Young" Dylana.


I nie mogłam nie pomyśleć o "Paprice" Satoshiego Kona. O paranoicznej paradzie, pójdą za nami lodówki, wysypujące się z nich sakralne figury dinozaurów, popsute sprawy i nieczynne przedmioty. Prawdziwe zen prawdziwa czystośc następuje gdy skończą się wszystkie ucieczki, wymówki, udawanki, garsonki, rzyganie nadmiarem. Będzie strzęp czerwonej winorośli wśród zielonej. 
Ścieżka wydeptana przez pola.
Jesteś po stronie chemicznego raju czy po stronie smutnej prawdy? Jestem po obu stronach. Mam dwie głowy. Mam ciało węża. Nie mów mi czego mam pragnąć. 
Uśmiechnij się, teraz.
Ścieżka wydeptana przez pola.







sobota, 21 września 2013

Miasto ogrodów // Floating Gardens

Jan opowiadał mi , że pamięta miasta poprzez zapachy. To tak romantycznie brzmi - bo pewnie można powiedzieć, że większość miast pachnie, oględnie mówiąc, nieszczególnie. Spalinami, potem, przytłoczeniem, turystami, smutkiem. Ale nie tylko. Znam ludzi, którym śmierdzi Wenecja. Mnie pachniała kwitnącymi drzewami, których nazwy nie znam.
Odkryłam za to, że moje idealne perfumy noszą nazwę Ogród Na Dachu.




Paryż - Miasto Świateł, wyświechtana stolica bohemy, wielobarwny moloch z wnętrzem pełnym wdzięku. Chcę tam wracać, bo
- kolejki podmiejskie RER noszą imiona kobiet (Nora,Gata)
- nikt się nie gapi w metrze na osobę w kapeluszu
- ludzie uśmiechają się czasami na ulicy, naprawdę!
- (jak ta śliczna kobieta o azjatyckiej urodzie, której w chłodny kwietniowy dzień rozsypały się na chodniku niedaleko Madeleine jabłka z pękniętej papierowej torby, a ja pomogłam jej je pozbierać i było zupełnie jak w filmie, w którym zaraz coś się zacznie, w tle powinna sączyć się piosenka Cat Power)
- cmentarze, na których można spędzić cały dzień i czuć się jak wśród przyjaciół


- dom i ogród Augusta Rodina można zwiedzać za darmo, jesli się studiuje coś związanego ze sztuką



A oto kontrlista pt. "Dlaczego nie lubię miast" :
- bo w mieście są plamy  krwi na chodniku - w prawdziwym świecie krew wsiąka w ziemię, miesza się z nią i powstaje coś nowego
-w mieście nie ma horyzontów ani Tam Dalej
- niebo jest daleko i nie dotyka z czułością Ziemi
-miasto pełne jest betonowych kościołów, betonowych zikkuratów, skamieniałych ludzi i martwych symboli
-bo ludzie są sprasowani w kostki: bloki, autobusy, przejścia podziemne
- bo drzewa wydają się małe i kruche przy wieżowcach

Dlatego kocham miasta z drzewami, miasta pełne zieleni, choćby na dachach. Urodziłam się w Szczecinie zwanym Miastem Ogrodów. Szczecin - mały Paryż Północy. Zaprojektowany podobnie do stolicy Francji - ronda z gwiaździście rozchodzącymi się promieniami ulic. Jasne Błonia z alejami platanów, które sprawiają, żę bardzo podobne paryskie Pola Marsowe wydają się nieporozumieniem pełnym karłowtych drzewek.



Szczecin to obskurnie piękne miasto bujnej zieleni, szpalerów szalonych jarzębin na środku głównych ulic, śmierdzących bram w niepowtarzalnych kamienicach. Niemiecki Paryż pełen ludzi ze Wschodu, pijackiego wdzięku, patyny zapomnienia, poniemieckich cmentarzy, które stały się parkami, poniemieckich ogródków działkowych, które wciąż rodzą owoce, prawdziwe niemieckie śliwki na jesienne ciasto,  second handów, książąt pomorskich grających bluesa pod sklepem w najkrótszą noc w roku. Miasto starych, potężnych drzew. Miasto, które ma swój Manhattan, gdzie można kupić Wszystko.






Szczecin zwany jest też miastem caryc - to tutaj urodziła się Katarzyna Wielka:


A mój ulubiony ogród na dachu i jedno z ukochanych miast to:



Ogarnia mnie dziecinne wzruszenie, kiedy wjeżdżam do Warszawy pociągiem i patrzę na liczne mosty, tramwaje, na zielone brzegi Wisły i przypominam sobie poznany w wieku lat kilku wierszyk Tuwima:

Jaka wielka jest Warszawa! Ile domów, ile ludzi! 
Ile dumy i radości w sercach nam stolica budzi!
Ile ulic, szkół, ogrodów, placów, sklepów, ruchu, gwaru,
kin, teatrów, samochodów i spacerów i obszaru!...
Aż się stara Wisła cieszy że stolica tak urosła
Bo pamięta ją maleńką, a dziś - taka jest dorosła!


Miasta to my. Nasze wspomnienia, marzenia, zapachy , rytmy, widoki z okna mieszkań, pociągów, autobusów, ciemność metra, otchłań szybu windy, nasze spotkania, rozstania, lęki. Miasta to zgęstniałe w realność sny ludzkości.

A najpiękniejsze są miasta blisko morza.














sobota, 14 września 2013

Sen-nie


Będę biegła z pochodnią
Mój brat tańczy śpiąc
Na jednej nodze stawiam świat
na głowie kładę świat na głowę
jak książkę i balansuję
kładę świat spać niech się nie rzuca
Przez sen, to wszystko przez
Sen



sobota, 31 sierpnia 2013

Koronka stworzenia // It is the gypsy girl, the witch who set this flame!

Człowiek nie jest koroną, ale koronką stworzenia, wykończeniem misternym acz niekoniecznym, kaprysem, ozdóbką. Koronką w dziurze w zębie Stwórczyni czy Stwórcy - może miał zapełnić jakąś chwilową pustkę, smutek, sobotnią melancholię zmęczonego bóstwa.
W opowiadaniu Arthura Conan Doyle'a "Trujące pasmo" przez całą Ziemię, niczym biblijna plaga, ma przesunąć się pasmo zatrutego powietrza, które oczyści planetę z ludzi jak winne grono z drobniutkich pasożytów.
Wszyscy bywamy pasożytami, ale przede wszystkim jesteśmy koronkami - dodatkiem. Pisze mistrz z Czarnolasu:
Wieczna Myśli, któraś jest dalej niż od wieka,
Jesli cię też to rusza, co czasem człowieka,
Wierzę, że tam na niebie masz mięsopust prawy
Patrząc na rozmaite świata tego sprawy.
Bo leda co wyrzucisz, to my, jako dzieci,
W taki treter, że z sobą wyniesiem i śmieci.
I wśród tych koronek, krotochwil, puszenia piór, indyczenia zjawia się stara jak świat tęsknota, żeby zrzucić na kogoś innego bycie pasożytem, symbolem zbyteczności, pustoty, bycie świecidełkiem i robakiem zarazem. Zarazkiem i rajskim ptakiem.


Stryj lubił mówić o Cyganach. Cyganie byli dla niego czymś abstrakcyjnym, nie realnym narodem czy warstwą społeczną, lecz jakimś duchowym ludem, zjawami, które czasem są dobre a czasem złe, chimerami zrodzonymi przez nasz chory umysł, a jednocześnie ludźmi - mężczyznami, którzy noszą kolczyki i kobietami w kwiecistych strojach. (...) Kiedy czekał na zwierzynę, wyciągał się nieraz na trawie, zapalał papierosa, który na moment oświetlał mu twarz, i snuł ściszonym głosem: -Patrzymy na Cyganów, ale ich nie widzimy. Cyganie żyją wśród nas, lecz są nam zupełnie obcy, nie mamy żadnego punktu odniesienia, do którego można by porównać ich wygląd, język, mentalność i sposób życia, brakuje nam czegoś znajomego, na czym można by zawiesić oko, i dlatego wzrok nasz błądzi, nie zatrzymując się na Cyganach. Świat Cyganów to oddzielny świat.
(Saulius Tomas Kondrotas, Wiszący dom, przeł. Zuzanna Mrozikowa )
 Nie jestem Cyganką i jestem nią. Nigdy nie zostałam okradziona przez Cyganów, ale zdarzyło mi się coś ukraść. Zdarzyło mi się nie mieć zameldowania, być przezywaną Zabugajką, Ruską itp., spać na łóżku z nieoheblowanych skrzynek po jabłkach, spać na niemieckim dworcu w długiej spódnicy i być wylegitymowaną przez złośliwie uśmiechniętą parę w mundurach. Cyganki na krakowskich ulicach nigdy nie prosiły mnie o pieniądze. Raz drobna dziewczyna z jeszcze mniejszą dziewczynką na ręku chciała jedną z moich bransoletek. Innym razem romska kobieta chciała tę chustę:

- Pani da dla dziecka!
- Nie mogę, to pamiątka.
- Pani da! Dlaczego nie możesz?
- To po Babce.
Ustąpiła. Wsiadłyśmy do tego samego tramwaju.

Niepoukładane to bycie z Romami, z Cyganami. Pewnie nigdy nie było i nie będzie poukładane. Mity, wozy kolorowe, kotlarze, koniokrady. Esmeralda i Carmen. Paczka ulubionych papierosów Gainsbourga. Obozowiska na Słowacji, w Andaluzji, w Limanowej. Zanim Opadną Liście. Naród bez państwa.
Hiszpańskie dziewczyny nie noszą długich spódnic - nie chcą chyba być wzięte za Cyganki. Szłam ubrana po swojemu główną ulicą andaluzyjskiego miasteczka. Pięcioletni chłopiec woła: "Dlaczego jesteś ubrana jak Cyganka?!" 
Bo lubię nadmiar, kwiaty, koronki, kolczyki, kolory, pozory.
Tony Gatlif, chyba najsłynniejszy romski reżyser filmowy, w filmie "Transylwania" każe głównemu bohaterowi mówić: "Na tym pieprzonym świecie tylko psy i my lubimy Cyganów!". A Asia Argento tańczy i tłucze talerze:


W "Gadjo dilo" tytułowego "szalonego obcego" zagrał Romain Duris:



"Tylko dlatego, że pochodzę z romskiego obozu na wzgórzach, wsadzili mnie do szkoły dla opóźnionych umysłowo. Kochacie naszą muzykę, ale nienawidzicie nas do szpiku kości!" - śpiewa Eugene Hutz, frontman zespołu Gogol Bordello, którego muzyka zgrabnie określa się jako "gypsy punk". Hutz, urodzony na Ukrainie wieczny włóczęga, ma cygańską babcię i niezbyt ciepłe stosunki z romskimi wspólnotami, którym prezentował swoją muzykę.




Cygańskość to stan umysłu. "Cyganeria" Pucciniego to ukoronowanie pewnego stylu przedstawiania artystów - tych niebiskich ptaków, przymierających głodem, romansujących, rozpitych, rozpustnych i och, jak bardzo podniecających, a zarazem znienawidzonych dla tak zwanego ogółu. Zupełnie jak Cyganie.
W królestwie Disneya są już "księżniczki" o każdym kolorze skóry, jedna nawet z rybim ogonem. Nie słyszałam jednak, żeby pożyczona od Victora Hugo Esmeralda z "Dzwonnika z Notre Dame" awansowała kiedykolwiek z roli ulicznej tancerki. O niej i dla niej  jest jednak najmroczniejsza disneyowska piosenka: zaskakująco namiętne i okrutne jak na film dla młodego widza wyznanie sędziego Frollo. Warto przypomnieć, że w powieściowym oryginale Frollo był archidiakonem... Namiętność w sutannie to jednak było dla disneyowskiej wytwórni za wiele:



Kiedy indziej, przy kolacji, na którą jak zwykle jedli makaron, albo nad ranem, kiedy wracali od cielącej się krowy, Zachariasz przemawiał inaczej. Przy świetle księżyca, ścierając butami rosę z traw, zaczynał wyjaśniać, że każdy naród ma oprócz zwykłych obywateli swoich Żydów i swoich Cyganów. Na przykład Cyganie-Litwini nie wyglądają jakoś specjalnie, ich przodkowie zawsze mieszkali na Litwie, i nawet trudno ich odróżnić od nie-Cyganów. Ponieważ jednak mają cygańską naturę, to przez stulecia nauczyli się mówić po cygańsku, ubierać po cygańsku, myśleć po cygańsku, chodzić po cygańsku i uśmiechać się po cygańsku. - Ja sam jestem Cyganem z Łabonarskich Bagien - mawiał Zachariasz. -Cyganie to nie naród i nie rasa, Cyganie to oddzielny, szczególny typ ludzki. Rodzice nie-Cyganie mogą spłodzić Cyganiątko.                                                   Są narody, mawiał Zachariasz, gdzie wszystkie kobiety są Cygankami i w których nie ma ani jednego mężczyzny Cygana. I odwrotnie. Ostatecznie każdy człowiek choć raz w życiu, krócej lub dłużej, jest Cyganem.
(Saulius Tomas Kondrotas, Wiszący dom, przeł. Zuzanna Mrozikowa )
 



czwartek, 22 sierpnia 2013

Urodziny Ognia // Never Afraid To Burn

Jak nazywa się bard rodzaju żeńskiego?



Moja chaotyczna diwa. Dziewczyna Z Południa. Córka Pastora. Mistyczka, prowokatorka, ikona. Rozmawia z fortepianami, nosi peruki, wysokie obcasy, ubiera się pięknie albo okropnie, cudownie się śmieje, rozmawia ze swoimi miłośnikami, uwielbia karmelizowane jabłka na patyku i jaskrawe szminki. Muzycznie dotknęła niemal wszystkich najwazniejszych gatunków, od prostych ballad - niemal country - po musical. Jej "słabsze" płyty to wciąż albumy, o których stworzeniu większość artystów współczesnej sceny mogłaby tylko pomarzyć.
Od ponad dwudziestu lat nieustająco koncertuje. Miałam szczęście widzieć ją na żywo pięciokrotnie - trans, szaleństwo, święto. Może to banalnie zabrzmi, jak lukrowana laurka, ale Tori Amos we wszystkim co robi jest dla mnie autentyczna, bezkompromisowa, Absolutnie Fantastyczna.
Dziś kończy 50 lat.
Ponad 20 lat na scenie, niemal 50 lat nad klawiaturą fortepianu.
Dzisiaj, w dniu urodzin Myry Ellen Amos z Karoliny Północnej Drzewo Ananasowe, które swoją nazwę zawdzięcza jej piosence, przedstawia bardzo subiektywną i krótką wycieczkę po United States of Tori - Wszystkich Wcieleniach Tori.



Those angels can't ever take my place..don't judge me so harsh little girl- so you've got a Playboy Mommy


Piosenka, przy której płaczą najwięksi twardziele. Może najpiękniejsza z piosenek Tori przez to, że muzycznie najprostsza. Mogłaby być balladą country, jednak nie jest to opowieść o utraconej romantycznej miłości. To utwór dla nigdy nie narodzonej, utraconej córki. Aniołowie nigdy nie zdołają mnie zastąpić, dziewczynko. Wybacz mi.

We danced in graveyards with vampires till dawn.. We laughed in the faces of kings, never afraid to burn


Tytułowy utwór z debiutanckiego albumu Tori to chyba najbardziej przejmująca odsłona jej twarzy czarownicy/ szamanki/ demona. Pieśń ognia. Daj mi życie, daj mi ból, oddaj mi mnie. Bo każda chwila może rozedrzeć nas na strzępy.

Give me religion and a lobotomy


Tori często nieodparcie kojarzy mi się z Toni Morrison. Kobiety z prowincjonalnej Ameryki, których twórczość zdaje się być nieustającą wariacja na temat Pieśni nad pieśniami . Odważnie mówiące o ciele, religii, Bogu, gorącej więzi między kobiecością a męskością, o dumie i stracie. Z czerwienią na ustach, wewnątrz różowe jak owoc. Są takie miejsca, gdzie ich światy przecinają się. Szkoda, że Tori nie nagrała więcej takich utworów jak Beulah Land - jej własna interpretacja religijnego hymnu z towarzyszeniem chóru gospel.

There are some that give blood - I give love..Somewhere before the Sun begins to rise I must GIVE so that I can live


Tak rozpoczyna się najsłabszy według krytyków album Tori. Każdemu serdecznie życzę takiej słabości. Kolejny przykład wspaniałej różnorodności stylistycznej - triphopowe, mroczne wyznanie istoty, która czerpie siłę z dawania. Ale SIĘ nie daje.

If you love enough, you'll lie a lot - guess they did in Camelot


Może to najlepszy utwór w dniu urodzin T. ? Opowieść o dzieciństwie rozpoczyna się w Lidniu, w którym zastrzelono prezydenta Kennedy'ego. Tori miała trzy miesiące, a jej matka położyła ją na trawniku i modliła się o siłę dla Jackie. To jest piosenka wyżłobiona w mojej pamięci, słuchana nieprzyzwoitą ilość razy.

Lifelines and suicide crimes- there' s something every day..So if you're my way let me love you, my Mrs Jesus


Po prostu obejrzyjcie to nagranie...


Jeszcze długo tak mogę, wyliczanka bez końca, rozmowa bez finału, bez ostatniego słowa. Chociaż przecież ktoś gdzieś musi znać zakończenie. Kosmiczny Pies.









  







czwartek, 27 czerwca 2013

Czarownice mojego plemienia // "and the ass saw the angel"

Straciły swój język w płomieniach. Języki ognia nad głowami apostołów nie były przeznaczone dla nich - dla nich było milczenie. Nawet oślica Balaama mogła przemówić, kiedy ujrzała anioła:

„Co ci zrobiłam, że zbiłeś mnie te trzy razy?” Wówczas Balaam rzekł do oślicy: „Ponieważ obeszłaś się ze mną niecnie. Gdybym tylko miał miecz w ręku, zaraz bym cię zabił!” A oślica odparła Balaamowi: „Czyż nie jestem twoją oślicą, na której jeździłeś przez całe życie, aż po dziś dzień? Czyż kiedykolwiek ci tak czyniłam?” 




Wielka liczba nas, oślic, nigdy się na to nie zdobędzie, a czekanie na anioła bożego albo nagrodę za cierpliwość nie jest żadną wymówką.
Sydonia von Borck miała odwagę, miała życie dłuższe niż mężczyzna, którego kochała i który ją porzucił, samotne życie spędzone najpierw na pomorskiej tułaczce - niepokorna kobieta bez męża, wędrująca po łąkach w poszukiwaniu ziół, w towarzystwie ukochanych zwierząt - potem w lochu grabowskiego zamku, wyprowadzana tylko na tortury. Z powodu "temperamentu" popadła w konflikt z zakonnicami w klasztorze, do którego oddał ją brat. To początek, posądzono ją także o rzucenie klątwy na cały ród mężczyzny, który ją zostawił, posłuszny woli rodziny.



Sydonia zginęła, ścięta przed spaleniem tylko dlatego, że była szlachcianką, w mieście, w którym się urodziłam. Miasto ogrodów, caryc, czarownic otworzyło w lochu zamkowym stałą wystawę poświęconą Sydonii - "Cela czarownic". W jaskrawo upalny czerwcowy dzień zejście do chłodnego lochu było ulgą, spojrzenie na zgromadzone w gablocie narzędzia tortur położyło uldze kres. To się działo, tak, naprawdę. Wygląda zabawnie - uszy wilczycy, uszy oślicy, świński ryj. Kobieta, zwierzę, srom, hańba. Ale to był ból, strach, upokorzenie nakładane na twarze kobiet i mężczyzn, żeby nie mogli jeść, spać, żyć.


"Sidonia the Sorceress", ("Sydonia czarodziejka"), to niemiecka powieść Wilhelma Meinholda, przełożona na angielski przez Franceskę Speranzę Lady Wilde, matkę Oscara. Pomorska czarownica stała się jedną z ulubienic prerafaelitów. Tak namalował ją Edward Burne-Jones:


Prochy Sydonii rozsypano po polach wokół najbardziej zielonego miasta, jakie znam. Miała 75 lat w chwili śmierci. Stara kobieta torturowana przez mężczyzn, oskarżona przez zakonnice.
Nie mogę patrzeć na to, jak stare kobiety klęczą przed młodymi mężczyznami.
Sydonia nie klęczała.
Następnego dnia po wyjściu z celi czarownic zobaczyłam i usłyszałam Sinéad na dziedzińcu zamku. To był wieczór, kiedy wszystko jest dokładnie takie, jak powinno być zawsze, czas zatrzymuje się, a ogień płonie. Boso, w uniformie księdza, z mężczyzną na piersi, śpiewała, rozkazywała: "Zdejmij sandały, bo miejsce, na którym stoisz jest ziemią świętą". To miejsce. Ta Ziemia. Na której następnego dnia zapłonęło ognisko Przesilenia.
Język ognia w ustach.

PS. Słuchać bardzo głośno, śpiewać i tańczyć!












środa, 29 maja 2013

Matka znaczy Podróż // Mother, Journey

Po fińsku podróż to "matka". Jabłko - "omena". A Finlandia - Suomi. Lubię fiński, bo jest tak daleki, choć tak blisko. Pozwala spojrzeć z dystansem na przesiąkniętą łaciną Europę.
Ale matka to podróż, zawsze.
Podróż na ten świat - gdziekolwiek byśmy umieszczali stację początkową, w nicości, w łańcuchu poprzednich wcieleń, w kosmicznej konieczności. Tu jest wysiadka i koniec, można się wściekać i po freudowsku uciekać, ale wyrzucenia na peron ziemski nie można cofnąć.
Moja Mama i jej mama podróżowały dużo, jak na tamte czasy, ze Wschodu na Zachód, z Północy na Południe, mnie się to zawsze wydawało naturalne, że trzeba się przemieszczać, że bliscy są daleko.
Kiedy rosłam, dziwiłam się, że niektórzy całe życie wzrastają w jednym miejscu, wrastają.
Pociągi kołysały mnie przed urodzeniem i niedługo po, i potem już zawsze, i jeszcze będą, bo tam znajduję spokój , najczęściej tam, w żelaznej melodii szyn, w zapachu brudnego metalu, w matczynym kołysaniu wagonu. Wielu ludziom wydaje się dziwne, że można lubić kolej w Polsce. Ja lubię, bo najpiękniejsze chwile spędziłam z Mamą na dworcu.


Nie mieszkając, najczęściej czekając. Nieistniejący już dworzec główny w Katowicach był w pierwszej klasie podstawówki co piątek moim domem na dwie godziny. Jeździłam sobie schodami ruchomymi w górę i w dół, Mama kupowała mi komiks, prażynki ziemniaczane, a sobie kamyczki i nigdy nie stała nam się krzywda, ani techniczna, ani dietetyczna, ani literacka. Grałyśmy w gry słowne, pisane i mówione, oglądałyśmy używane książki, używanych ludzi, ławki były stare, z małymi przerwami między drewnianymi listewkami, komunikaty z głośników płynęły melodyjnie, a pociąg do Krakowa przyjeżdżał. Szkoda.

Były inne dworce, inne podróże, ale takich ruchomych schodów i prażynek już nie.  Na wszystkich dworcach świata, moja Mama i ja nosiłyśmy brzydkie okulary.Teraz Mama ma ładne, ja żadnych. Nadal jest dużo pociągów, jazd w górę i w dół mapy, mnóstwo liter pochłanianych w podróży. Oglądanie ludzi, siebie w podróży. Wewnątrz pozostają (my), niewinni, naiwni, zaskoczeni upływem lat. Nie wierzę, że mama Mamy, Babcia z góry mapy ma osiemdziesiąt cztery lata. Ona też nie. "Ja w środku mam piętnaście, chciałabym zrobić komuś jakiś kawał". 
84. Mój rocznik, wiek Babci, co znaczą liczby?
Jazda!

Mojej Mamie dedykuję tę ukochaną piosenkę o pociągu. Oprócz żelaznej melodii szyn i bycia w ruchu (jak długo nie ma podróży, trzeba choć pojeździć tramwajem do pętli i z powrotem, przejść się po nieznanej dzielnicy) nauczyła mnie niczego nie żałować. I tego, że zawsze jest jeszcze pociąg powrotny.




sobota, 4 maja 2013

Ananasnowe paranoje // Pinnacles of pineapples



Śniła mi się jaskrawa tęcza na zupełnie czarnym niebie. Śniło mi się, że potłukłam ostatni talerz malowany w niebieskie kwiaty. Mniej więcej:


Śniła mi się pierwsza koleżanka z dzieciństwa, miała znowu długie, ciemne włosy i jasnoniebieskie oczy, biegałyśmy po opuszczonym pałacu - zrujnowanemu dworkowi, przy którym się wychowałyśmy, obok którego K. zawsze bała się przechodzić, wyrosły we śnie ogromne stropy, okna, wewnętrzne przestrzenie. Wszędzie rozpościerała się atmosfera nieskończonych możliwości i zagrożenia. Niebo było ciemne, trawa mokra. Przybiegłam do domu ze śmiechem i strachem.  





wtorek, 23 kwietnia 2013

Tkanie - utyka, nie?



Poetka - taka, co słowa tka i tka, a nawet utyka po kątach i czasem umysłowo utyka, chromieje, ale promienieje. Tka gobelin słów, gobelin znaczeń, żmudne snucie na krosnach. Jak Pani z Shalott, zamknięta w swojej Wieży, wierzy, że to jest jej los, że oglądanie świata w zwierciadle i tkanie w wieży, obtykanie kątów mchem i wełną, żeby nie wiało, wicher ducha żeby nie dmuchał, to jest sens i tak już będzie, i tak toto tak, i tka i tka, poe-tka, aż...


...zjawia się Lancelot, lustro pęka, nić wypada z dłoni, Wieża się rozpada. Tylko takie uderzenie miłości, uderzenie Piękna może rozbić życie jak zwierciadło, potłuc na bolesne odłamki, ale tylko takie uderzenie sprawia prawdziwą sztukę, tukę, tuk, stuk-puk, pęka opukiwane serce z granitu, z marmuru rodzi się nowa Poetka, biała, krucha i niezwyciężona.


PS. Drzewo Ananasowe napotkało bardzo przyjaźnie wyglądające Drzewo Figowe - zapraszam do obejrzenia, warto:

poniedziałek, 18 marca 2013

Riding Reality// "Wistość tych rzeczy jest nie z świata tego"

Ujeżdżam rzeczywistość. Twardo ściskam ją między kolanami, żeby się nie wymknęła, nie zrzuciła gdzieś poza. Kolana bolą, uda bolą. Ona ma twardy grzbiet. Jest Koniem Bez Imienia, nie wiem, kim jest, nie wiem, czy jest, muszę się tylko mocno trzymać.

I'm riding Reality.
She's a wild horse, that one. I can't let go of her. She's a Horse With No Name, she's everything i can think of.

Śpiąc, śniąc, ziewając, przestępując z nogi na nogę, jedząc, karmiąc ręką innych ludzi, śpiewając i trzęsąc się z zimna, lawirując między ludźmi, garbiąc się, telefonując, jedząc jabłko, uśmiechając się, wrzeszcząc, mając nadzieję, będąc.

Sleeping, dreaming, feeding, yelling, yawning, singing, taking endless showers, taking insults, hugging, hoping, being. Being Hope. Still Riding.



"You got you a fast horse, darling, but all you do is complain it ain't a Maserati" 

niedziela, 10 marca 2013

Syreny , Morskie Panny // Sirens , Songs

W zeszłym tygodniu zostałam syrenką.


Profesor z nożem a dłoni, otoczony młodocianymi rzeźbiarzami, nowa poza na nowy semestr, patrzył badawczo: "Niech pani przesunie tę nogę tu, a może... No tak. To jest kopenhaska Mała Syrenka."
Właśnie kończy sto lat. Krzywdzono ją przez lata z lubością, wielokrotnie traciła głowę.
Zostałam rozpoznana. Mogę sobie całymi dniami udawać, że zapomniałam, straciłam głos, a nawet potrafię się utopić.


W języku polskim nigdy nie wiadomo, czy chodzi o syreny - morskie panny z rybimi ogonami ("mermaids") czy o te, co "pięknym głosem zwodzą żeglarzy (...), mają twarze niewiast, lecz nogi i pióra ptasie. Ludzie rozmaicie tłumaczą ich osobliwe kształty, między innymi utrzymują, że bawiły się z Korą, kiedy uprowadził ją Hades, i Demeter, nie mogąc im wybaczyć, że nie przyszły z pomocą jej córce, dałą syrenom skrzydła i kazałą szukać Kory po całym świecie. Jeszcze inna wersja głosi, że zamieniła je w ptaki Afrodyta, ponieważ uniesione pychą nie chciały oddać swego dziewictwa ani ludziom, anim bogom. Od kiedy jednak muzy pokonały je w zawodach śpiewaczych i wyrwały im pióra, z których zrobiły sobie wieńce, syreny nie umieją latać. Siedzą teraz na łące, otoczone stosami bielejących kości zwabionych żeglarzy, i śpiewają". (Robert Graves)


M., piękna i utalentowana, opowiadała, że w podstawówce nauczycielka plastyki ze złością podarła namalowany przez nią obrazek przedstawiający syreny kuszące żeglarzy. "To nie ty zrobiłaś! To jest za dobre!". Nie mogłam uwierzyć. Nie dajmy sobie wyrwać piór. Odebrać głosu.
Bo to wszystko ze strachu. Jesteś zbyt piękna, żebyś mogłą być prawdziwa. Boję się twojego głosu, twojej urody, mocy, jaką daje piękno. Nigdy nie uwierzę, że to ty byłaś, mogłabyś być moją wybawczynią.
" - Cóż mi pozostanie, gdy odbierzesz mi głos? - spytała syrena.
  - Twoja piękna postać- odpowiedziała czarownica. - twój powiewny chód i wymowne oczy, którymi możesz oczarować ludzkie serce. No cóż, straciłaś odwagę? Wysuń języczek, obetnę ci go jako zapłatę".




To było moje pierwsze spotkanie z najważniejszą Syreną. Trzynaście lat, siódma klasa podstawówki, szkolna wycieczka do Lublina, nocleg z liceum plastycznym, te białe, nagie, rozbite ciała posągów w ciemności, spanie na zakurzonych mataracach, szepty, chichoty, noc. A następnego dnia sklep muzyczny na starym mieście i wystawiona w gablocie kaseta magnetofonowa ze ścieżką dźwiękową do filmu "Wielkie nadzieje". Uwspólcześniona ekranizacja powieści Dickensa z zieloną, syrenią Gwyneth Paltrow. W tamtym czasie pochłaniałam wszystko, co miało choćby daleki związek z Dickensem. Kupiłam kasetę - w pociągu do domu włożyłam ją do walkmana. Rozpoczynająca album wokaliza Tori Amos przechodziła w piosenkę, która - górnolotnie, dramatycznie, ale właśnie tak było! - miała zmienić moje życie. Minęło 15 lat, a ten utwór, tak osobny na tej płycie, tak osobny w twórczości Tori, wciąż przyprawia mnie o dreszcz. Ten pęd, ten szept. Moja Syrena.


W 1997 roku, kiedy pierwszy raz usłyszałam Tori, Nick Cave poznał Susie Bick, którą poślubił, a 16 lat później umieścił nagą na okładce albumu "Push the sky away".
Odepchnąć niebo, odepchnąć syrenę. Nick Cave twierdzi, że wierzy w syreny.
I śpiewa o nich najpiękniejszą chyba pieśń na nowej 
płycie.


To nie tak powinno się było skończyć. Romantyczna historia o syrence ratującej życie księcia, z miłości do niego zatracającej siebie, oddającej swój cudowny głos i swój zgrabny ogon za parę nóg, które chciałaby owinąć wokół księcia, a on nawet tego nie zauważy. Opowieść o dziewczynie tak odważnej, że porzuca rodzinny dom, potęgę Oceanu, siły starszej i mroczniejszej niż stały ląd dla podsłonecznego świata. A potem zamienia się w morską pianę. To tak jak u Disneya powinna była skończyć się ta historia, nie jak u neurotycznego Andersena! Dosyć obcinania języka i urzynania głowy kopenhaskiej morskiej panience!
 "Mała Syrenka" to jedna z pierwszych moich wizyt w kinie, może nawet pierwsza. Ariel ma za duże oczy, cudownie czerwone usta i wiecznie idealną fryzurę - jej włosy są puszyste nawet gdy wynurza sie z wody, to potrafią tylko syrenki - ale i tak ta ruda amerykańska dziewczyna jest moją ulubioną bohaterką. Śpiewającą (póki jeszcze może) oscarową piosenkę Alana Menkena, piosenkę o przekraczaniu granic, o doświadczaniu nowego, o stawaniu na dwóch własnych nogach, ważną chyba nie tylko dla małych dziewczynek próbujących po raz pierwszy dowiedzieć się, czym jest ogień:




"Bright young women, sick of swimming, ready to stand!". Po latach odkryłam, jaki skarb chowała Ariel w swojej podwodnej jaskini:



Ada z "Fortepianu" zostawiłą na dnie oceanu swój instrument, ale odzyskała głos, po latach milczenia.


Są też syreny trudno słyszalne, trzeba się natrudzić, by je odnaleźć, ale warto szukać: 





Najsłynniejszą chyba pieśń dla Syreny napisał i wyśpiewał Tim Buckley.:



Z niezliczonych jej późniejszych wersji wybieram dwie, najbliższe: pierwszą dlatego, że śpiewa Syrena, po prostu:

Druga - australijska - pochodzi z filmu o zatraceniu:


Spotkanie z syrenami odmienia na zawsze. Nic nie jest takie, jak było. Usłyszałeś ją.

 - Tak, ty jesteś mi najdroższa, bo ty masz serce najlepsze ze wszystkich, ty jesteś mi najwierniejsza i jesteś podobna do jednej młodej dziewczyny, którą kiedyś widziałem, a której pewnie już nigdy nie zobaczę. Byłem na tonącym statku, fale rzuciły mnie na brzeg, przed świątynię, gdzie wiele dziewcząt służyło Bogu; najmłodsza znalazła mnie na brzegu i uratowała mi życie, widziałem ją tylko dwa razy, jest jedyną istotą na świecie, którą mógłbym kochać, ale ty jesteś do niej podobna. "Ach, on nie wie, że to ja uratowałam mu życie ..."
On nie wie. Nie możesz tylko patrzeć. Wracaj w otchłań po swój Głos.



PS. Nie ma przypadków... Właśnie w chwili, gdy kończę pisać i wklejać zdjęcia syrenek, Piotr Kaczkowski nadaje "Song to the Siren" w wykonaniu Dead Can Dance. I z komentarzem "...jeden z najpiękniejszych utworów tego świata". A może już nie tego? ...